| |
Kurki na gali Miss World
29.09.2006
Ochotnicza straż pożarna i bractwo kurkowe witały wczoraj najpiękniejsze kobiety świata przed chińską ambasadą. Tam miasto Sanya, gdzie odbyły się aż trzy poprzednie edycje konkursu, "przekazało honory gospodarza finału Miss World 2006" Warszawie
To było jak czeski film. Wszystko działo się naraz, nie miało wyraźnego początku ani końca. Przed schodami ambasady Chin przy Bonifraterskiej ostro rżnęły "Boćki", czyli kapela Ochotniczej Straży Pożarnej z miejscowości o tej samej nazwie. - Leży na Podlasiu - powiedział jeden z grajków. I wskazał na imponującą trąbę z dwoma namalowanymi boćkami. Równie słodkie w bajkach przynoszą małe dzieci.
Na wprost głównego wejścia ustawili się przedstawiciele warszawskiego bractwa kurkowego w strojach sarmackich - kontuszach i futrzanych czapach z piórami. - Będziecie strzelać do missek? - pytamy. - Dzisiaj jesteśmy bez armat. Tylko z szablami - uspokajał hetman Michał Wieremiejczyk.
- Wasze stroje są takie piękne, że mogą przyćmić kreacje kandydatek na miss - mówimy.
Wyraźnie zadowolony ceremoniarz Gniewosz Rokosz Kuczyński odparł: - Bo jeśli my jesteśmy kurkami, to one są kokoszami. A przecież wiadomo, że kogut zawsze jest barwniejszy.
Nagle jeden za drugim zaczęły podjeżdżać mercedesy z dyplomatami wszystkich krajów, które mają swoją reprezentację w konkursie Miss Świata. Boćki grały marszowe kawałki. Bractwo kurkowe chwytało za szable. W holu ambasady grał kwartet, a hostessy rozdawały ambasadorom karty VIP do Maximusa w Nadarzynie przy trasie katowickiej, czyli taniego Centrum Odzieży, Obuwia i Galanterii, które zostało głównym sponsorem gali w chińskiej ambasadzie.
Kiedy ambasador Chin Yuan Guisen nawoływał ze sceny do krzewienia miłości między narodami, dał się słyszeć rwetes i krzyki: - Miejsce dla prezydenta Warszawy! Miejsce dla prezydenta...!!!
Ktoś - nie rozumiejąc, co się dzieje - powtarzał najgłośniej jak potrafił: "Ciiicho, ciii". I raptem otoczony uniesionymi szablami kurkowego bractwa wkroczył na scenę Kazimierz Marcinkiewicz, komisarz miasta. - Kiedy chodzę ulicami Warszawy, zawsze myślę, że to stolica piękna. I teraz wszyscy widzą, że Warszawa jest stolicą piękna. Niech wygrają wszystkie piękne kobiety! Niech wygra Warszawa! Nasze miasto jest wasze - zakończył komisarz. Rozległy się oklaski. A potem panie ze wszystkich kontynentów świata schodziły z paradnych schodów, by zaprezentować swe wdzięki na scenie. Miss Chin i miss Irlandii Północnej wystąpiły nawet z własnym programem artystycznym. Pierwsza tańczyła strojna w pompony na głowie, druga śpiewała tradycyjną pieśń celtycką. Tłum klaskał jak oszalały. Gwizdał i wznosił okrzyki niczym na koncercie rockowym. Maszyna do robienia dymu pracowała pełną parą.
- Na mnie duże wrażenie zrobiła Afryka. Czarny Kontynent zaprezentował się znakomicie. To moje odkrycie - powiedział "Gazecie" Leszek Miller. - Szczególnie spodobała mi się Francja. Ale Ukrainka też jest bardzo ładna - dodała żona byłego premiera Aleksandra.
Wino, wódka i whisky lały się strumieniami. Do tego stopnia, że abstynenci nie mieli co pić. - Proszę o sok - mówił po angielsku jeden z dyplomatów. A barman na to: - Tylko drinki. Tylko alkohol.
Pokaz obserwował bacznie prof. Marek Kwiatkowski, dyrektor Łazienek. - Która z pań zrobiła największe wrażenie? - pytamy. - Ja znam się na pięknie architektury. Mam eklektyczny smak, dlatego podobają mi się panie z każdej części świata - stwierdził dyplomatycznie profesor. I zaraz dodał, że wszystkie są piękne. - Ale tak naprawdę ważna jest dusza, bo ciało to rzecz przypadku. Malowana laleczka to mało - przekonywał prof. Kwiatkowski. I westchnął, że organizacja finału Miss World nic nam nie da, bo przez chaos i wszechobecne reklamy "Warszawa wygląda już jak Trzeci Świat".
|
|
|
-> Strona główna