|
Z dziennika Prezesa spółki Skarbu Państwa
26.10.2002

Dziś tylko trzy słowa. Kac, kac, kac.
PONIEDZIAŁEK:
Muszę zmienić sekretarkę. Skończyła 19 lat. Za stara.
WTOREK:
Dzisiaj zaczyna się szkolenie w Kapsztadzie.
Samolot do RPA nie chciał czekać na mnie 4 godziny.
Poleciałem do RPA z dachu mego biurowca śmigłowcem.
ŚRODA:
Podróż trochę się przeciąga. Międzylądowanie w Paryżu.
Faktycznie, to nie kasztany są najlepsze na placu Pigalle
CZWARTEK:
Tankowanie w Kairze. Śmigłowiec wypił 1000 litrów.
Ja tylko 7 . Naród nieużyty. Kazałem by przynieśli
do mnie piramidy. Nie chcieli. Podobno są bardzo duże.
A na zdjęciach mają tylko kilka centymetrów.
PIĄTEK:
Spotkałem kumpli w Kapsztadzie. Szkolenie jest O.K.
Tankują już od poniedziałku.
SOBOTA:
Kumpel z RPA ma urodziny. Jest prezesem kopalni diamentów.
Dałem mu w prezencie helikopter. Nie będę ciągnął złomu
z powrotem ze sobą.
NIEDZIELA:
Niestety szkolenie się kończy. A zapowiadało się
fantastycznie
PONIEDZIAŁEK:
Prezes od diamentów obiecał mi w rewanżu sekretarkę.
Podobno jest ciemna. Co tam, wszystkie sekretarki są
ciemne. Dorzucił kilo diamentów. Fajny kumpel.
WTOREK:
Powrót do kraju. Tym razem rejsowym samolotem
niestety. Żadnego międzylądowania.
ŚRODA:
Rozpakowałem sekretarkę. Okazało się, że jest
ciemna dosłownie. Zmieniłem wyposażenie biura.
Wszystkie meble czarne.
CZWARTEK:
Okazało się, że kolorystycznie jest wszystko w
porządku, ale sekretarka zna tylko angielski i
bantu. Zatrudniłem tłumacza. Wszystko pójdzie w koszty.
PIĄTEK:
Dzisiaj moje urodziny. Dostałem od Zarządu nowy
helikopter. Ten poprzedni miał już rok.
SOBOTA:
Próbny lot nad Warszawą. Kazałem obniżyć Pałac
Kultury. Za bardzo przeszkadza w lataniu.
NIEDZIELA:
Jak to dobrze, że dziś niedziela.
Trochę wytchnienia po tygodniu kieratu.
PONIEDZIAŁEK:
Posiedzenie Zarządu. Skandal. Chcą mi obniżyć
pensję o 10% - wychodzi, że o 10 tysięcy.
Jak ja zwiążę koniec z końcem?
WTOREK:
Zmieniłem Zarząd. Ten poprzedni był już stary.
Miał już rok.
ŚRODA:
Delegacja załogi. Ach jak ja tego nie lubię.
Marudzili, że od pół roku nie dostają pensji.
Jakby nie wiedzieli, że ledwo wiążę koniec z końcem.
CZWARTEK:
Delegacja z Chin. Gadają trochę niezrozumiale.
Ale najważniejsze, że dali mi w prezencie nową
sekretarkę. Ta czarna już się trochę zużyła .
Skąd ja wezmę żółte meble?
PIĄTEK:
Trochę kłopotów z Chinką. Okazało się, że zna
tylko chiński. No i trochę japońskiego. Skąd ja wezmę
tłumacza? Chinka egzamin w łóżku zdała celująco.
SOBOTA:
Praca prezesa nigdy się nie kończy.
Zrobiłem uroczysty bankiet z nowym Zarządem.
Zamówiłem TIR trunków. Starczyło.
Pójdzie w koszty. A złośliwi śpiewają:
"Niech żyją nam prezesi przez szereg długich lat
Gdy prezesi piją w gorzelni wódki brak".
Owszem z pierwszą częścią się całkowicie zgadzam.
Ale druga? - Oczerniają na każdym kroku.
NIEDZIELA:
Dziś tylko trzy słowa. Kac, kac, kac.
|
|
|